Emocje które nami rządzą cz. V – Strach

Zarówno w języku potocznym, jak i u części psychologów istnieje rozróżnienie pomiędzy strachem a lękiem. Strach ma być odzwierciedleniem czegoś realnego a lęk to tylko wytwór umysłu spowodowany nieistniejącym zagrożeniem. Czy tak jest naprawdę? Spróbuję przeanalizować, czy są różnice a jeśli tak, to jakie duże. Jednak na potrzeby tego tekstu, będę używał słowa „strach” wymiennie ze słowem „lęk”.

Ludzie szukają na zewnątrz tego co jest w nich samych. Projektują wewnętrzne lęki na świat zewnętrzny. Umysł często bazuje na wyobrażeniach. A wtedy one mogą stać się rzeczywistością. Niekoniecznie zagrażającą zdrowiu czy życiu, choć z biegiem czasu i coś takiego może się wydarzyć. Im bardziej lęk nas opanuje, tym bardziej różne sytuacje go potwierdzające mogą się wydarzyć. Niektórzy nazywają to prawem przyciągania choć bardziej pasuje tu możliwość kreacji.

Najbardziej boimy się nieznanego. Czy słusznie? Jak odróżnić prawdziwe zagrożenie od tego co jest zaprogramowane w umyśle? Jest to bardzo indywidualna kwestia, gdyż to co dla jednego człowieka jest normalne i strach jest mu obcy, dla drugiego będzie związane z niebezpieczeństwem.

Już na samą myśl o nim, wewnątrz zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Ciało wchodzi w tryb „walcz lub uciekaj”. Ale o tym nieco później.

Głównym źródłem irracjonalnego strachu są systemy religijne. I tu gwoli przypomnienia chcę powiedzieć, że ateizm też jest religią. On jednak nie straszy piekłem po śmierci. Po prostu ateiści wierzą, że Siła Wyższa/Bóg/Źródło itp. nie istnieje a teiści wierzą że tak. Między nimi nie ma w tej kwestii żadnej różnicy. Wiara obu grup opiera się wyłącznie na tym, co powiedzieli inni. Bycie ateistą automatycznie wyklucza strach przed konsekwencjami po śmierci. Czym innym jest jednak wiedza, zwłaszcza ta wewnętrzna, ale jest to zupełnie inny temat.

Straszenie wszelkimi karami zarówno za życia jak i przede wszystkim po przejściu na drugą stronę, jest podstawą funkcjonowania większości religii z którymi ludzkość miała i ma do czynienia. Tak działają od wieków aż do tej pory. Z równie dobrym skutkiem stosują to władze państwowe, które udoskonaliły socjotechniki oparte na lęku. Wprowadzony system kar, za czasem nawet drobne przewinienia, potęguje strach w podświadomości. Wydawać by się mogło, że jest on dostatecznie motywujący do bycia dobrym. Jednak spojrzenie z dużo szerszej perspektywy przeczy temu. Człowiek który się boi wielu rzeczy, z czasem będzie się bał coraz więcej. Ludziom u władzy, zarówno państwowej jak i religijnej, zależy na jak największej kontroli członków danej społeczności a strach jest najlepszym do tego narzędziem. Wyedukowany przez religie i telewizję człowiek odda swoją wolność byle mieć w teorii spokój.

To tyle tytułem wstępu. Jest dość długi ale i temat jest bardzo szeroki.

Strach jest najbardziej pierwotną emocją, która pozwalała na przeżycie i która do tej pory w świecie funkcjonuje zarówno w świecie zwierząt jak i też roślin. Jednak z rozwojem świadomości, ludzie zaczęli ją przenosić ze strefy realnych zagrożeń do stref będących jedynie wytworami abstrakcyjnego umysłu. Jako narzędzie przetrwania w większości przestał spełniać swoją funkcję, gdyż w świecie w którym żyje większość z nas, część realnych zagrożeń zniknęła a część została mocno zminimalizowana. Co prawda powstały inne, ale z większości z nich nie zdajemy sobie sprawy, więc dla nas one nie istnieją.

Bardzo dobrym przykładem strachu jako wytworu wyobraźni, jest taka oto historyjka zaczerpnięta z wykładów Osho.

Pewien człowiek szedł ścieżką gdy już było ciemno. W pewnym momencie zauważył coś pozwijanego co leżało na jego drodze. Odwrócił się i uciekł, wracając do domu okrężną trasą. Gdy już dotarł na miejsce, opowiedział przyjacielowi, że na ścieżce do domu leży wąż i żeby on tamtędy nie szedł bo go na pewno ugryzie. Na drugi dzień, przyjaciel wybrał się sprawdzić co to było i znalazł na ścieżce częściowo zwinięty sznur. Wrócił więc i powiedział: ”To co widziałeś, tylko sznur. Nie bój się więc chodzić tą ścieżką”. On jednak upierał się, że na pewno widział węża i już zawsze będzie chodził dokoła. Przyjaciel w końcu go namówił by razem za dnia się tam udali by sprawdzić co tam leży. Gdy okazało się że to tylko sznur ów człowiek odetchnął z ulgą.

Tak właśnie działa umysł zaprogramowany na strach. Gdy go opanuje, wtedy trudno to zmienić nawet najbardziej racjonalnymi argumentami.

Ze strachem nierozłącznie związana jest panika. Widać to najbardziej w miejscach dużych skupisk ludzi. Tam wystarczy niewielki impuls by stała się tragedia.

Pomyślcie jak media wzbudzają w was strach. Wciąż kreują i wskazują jakiegoś wroga z którym należy walczyć. Nie ma znaczenia, czy jest choć cień prawdopodobieństwa, że coś nam będzie groziło. Gdy jednak strach zostanie zaszczepiony w umysłach, bardzo łatwo jest o zainicjowanie i eskalację fali przemocy. I tak się dzieje od setek a nawet tysięcy lat.

Nie sposób tu nie wspomnieć o wydarzeniach zapoczątkowanych w marcu 2020 i wciąż wzmacnianych niemal do granic absurdu przez serwisy informacyjne. Nie będę się tu jednak nad nimi rozwodził. Są one jednak jednym z najwyraźniejszych przykładów długotrwałego działania strachu, który jest wynikiem stresu. W sytuacji zagrożenia, organizm zaczyna wytwarzać w większej ilości kilka hormonów, które wprowadzają go w tryb „walcz lub uciekaj”. Są to wydzielane w nadnerczach adrenalina, noradrenalina i kortyzol. O ile krótkotrwały stres nie jest szkodliwy a wręcz służy zdrowiu, to dłuższe jego oddziaływanie powoduje uszkodzenia tkanek, prowadząc przede wszystkim do chorób układu krążenia i otyłości a także do zmian w mózgu.

Sytuacja za naszą wschodnią granicą, to najnowszy temat jaki wywiera wpływ na ludzi. I nie chodzi mi tu o tych, którzy doświadczyli jej bezpośrednio, a o tych, mieszkających setki czy tysiące kilometrów od centrum wydarzeń. Psychoza strachu kreowana przez media głównego nurtu dotarła do wielu krajów europejskich. Tak jak dwa lata wcześniej, ludzie w panice wykupywali paliwo czy żywność, choć nie miało to żadnego uzasadnienia.

Kolejnym źródłem strachu, które tkwi głęboko w podświadomości, jest najbliższe otoczenie, zwłaszcza rodzice czy dziadkowie. Ile razy w dzieciństwie słyszeliście zdanie typu: Nie idź tam, bo straszny stwór cię pożre. Albo: Tam mieszka Baba Jaga która cię porwie i zje. A ile razy mówiliście to swoim dzieciom? Jest to jeden z wielu programów w podświadomości działający od pokoleń, z czego nie zdajemy sobie najczęściej sprawy. Zakorzenia on strach przed rzeczami i sytuacjami, które nie istnieją w materialnym świecie.

Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że działania które podejmujecie lub nie, w większości opierają się na podstawie opinii innych? Zdanie „A co ludzie powiedzą?” jest rodzajem straszaka tkwiącego głęboko w podświadomości, wg którego dokonywane są wybory. Nie mają one najczęściej wiele wspólnego z faktycznymi potrzebami a służą jedynie domniemanemu zadowoleniu otoczenia.

Zapewne wielu z was zadaje sobie pytanie, „jak pokonać lęki?”. Dla wielu wydaje się to wręcz niemożliwe. Ale gdy zaczniemy analizować ich drogę i rozwój, to okaże się, że tak naprawdę chyba większość z nich wynika ze strachu przed śmiercią ciała fizycznego. Choć jest to proces nieunikniony, to wielu ludzi żyje tak, jakby on ich wcale nie dotyczył.

U wielu ludzi można zauważyć tzw. fobie. Słowo pochodzi od greckiego phóbos czyli „strach, lęk”. Co mówi nam na ten temat Wikipedia?

Jest to uporczywy lęk przed określonymi sytuacjami, zjawiskami lub przedmiotami, związany z unikaniem przyczyn go wywołujących i utrudniający funkcjonowanie w społeczeństwie. Fobie wywoływane są przez pewne sytuacje lub obiekty zewnętrzne wobec osoby przeżywającej lęk, które w praktyce nie są niebezpieczne. Zasadniczy obraz fobii to przesadne reakcje zaniepokojenia i trwogi, pomimo świadomości o irracjonalności własnego lęku oraz zapewnień, że obiekt strachu nie stanowi realnego zagrożenia. Fobia – Wikipedia, wolna encyklopedia

Jaki jest najprostszy sposób, by fobii się pozbyć? Weźmy np. arachnofobię czyli lęk przed pająkami. Ta metoda działa również na wszystkie tego typu stany lękowe. Podstawowym warunkiem jest chęć zmiany. Gdy ktoś jest na nią gotowy, powinien znaleźć się w miejscu spokojnym, gdzie nie wystąpi bodziec aktywujący poczucie strachu. Następnie wyobrazić sobie sytuację, w której pająk zaczyna chodzić po dowolnym miejscu na ciele. Należy sobie wybrać takie, które jest najbardziej komfortowe. Najtrudniejsze są oczywiście początki, ale po kilku razach można bez problemu pozwolić, by nasz wirtualny pająk chodził sobie po dowolnym obszarze. W końcu następuje moment, w którym spotkanie tego prawdziwego, nie niesie za sobą wcześniejszych reakcji. Pamiętać należy przede wszystkim o cierpliwości.

Żeby pokonać zakorzeniony od pokoleń strach, musimy sobie zdać sprawę z tego, że jest on spowodowany brakiem Miłości. Miłości do wszystkiego co żyje, do wszystkiego co istnieje. Miłości do siebie samego. Wiąże się z tym akceptacja siebie w Tu i Teraz. Jeśli nie akceptujesz choć małej swojej cząstki, tej materialnej i tej niematerialnej, to nie możesz też w pełni kochać. Jeżeli nie kochasz siebie to nie jest możliwym kochanie innych istot.

Powstaje więc pytanie jak to zrobić. Odpowiedź jest jednocześnie i prosta i skomplikowana. Wystarczy zmienić swoje nastawienie do otaczającego świata. Ale żeby to zrobić, trzeba zdać sobie sprawę z programów w podświadomości, które wpływają na sposób postępowania. Należy zacząć zadawać sobie pytania, dlaczego tak a nie inaczej reagujemy na sytuacje na zewnątrz. Dopiero wtedy, krok po kroku można je zmieniać. Z pomocą przyjdzie tu na pewno psycholog o holistycznym podejściu lub szaman który też zna się na rzeczy. Do każdego trzeba podejść bardzo indywidualnie, gdyż co człowiek to inny bagaż doświadczeń życiowych.

Jestem świadomy, że nie wyczerpałem tematu, ale jest on zbyt obszerny by w krótkim artykule opisać wszystkie aspekty strachu i jego działania na umysł i ciało.

Kończąc chciałem Wam zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Spójrzmy moi drodzy na dzieci. Gdyby podchodziły do życia tak jak to robią dorośli to nigdy by się nie nauczyły np. chodzić. A jednak podejmują wciąż próby by stanąć na własnych nogach, by zacząć poznawać świat z innej perspektywy. I jaka jest radość gdy tego dokonają. Ale one się nie boją próbować. Nie boją się upaść, bo wiedzą, że wstaną. Uczucie irracjonalnego strachu jest im obce, gdyż w swoich sercach mają tylko Miłość. Bierzmy więc przykład z maluchów, bo od nich możemy się bardzo wiele nauczyć.

Świętobor

Artykuł ukazał się tu: https://instytutnoble.pl/emocje-ktore-nami-rzadza-cz-v-strach/

Emocje które nami rządzą cz. IV – Żal

Kolejną emocją, która negatywnie wpływa na stan psychiczny a co za tym idzie i fizyczny jest żal. I tak jak w przypadku wstydu, winy i apatii, chodzi o długotrwałe jego oddziaływanie. O żalu mówi polskie przysłowie „Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem”. Czy tak w rzeczywistości jest? Czy naprawdę nie ma czego żałować w życiu? W tym, czwartym z kolei artykule spróbuję naświetlić nieco ten temat.

Ile razy żałowaliście czegoś co zrobiliście bądź nie zrobiliście? Jak długo trzymaliście ten żal w sobie? Ile rozważaliście wariantów sytuacji, co byście w danej sytuacji uczynili? Jak długo i po kim/po czym byliście przez żal opanowani? Jakie sytuacje powodują u was jego działanie? Czy warto było pogrążyć się w żalu na tak długo? Są to fundamentalne pytania, a odpowiedzi na nie pozwalają zrozumieć przyczyny i skutki działania tej emocji.

Ale przejdźmy do rzeczy. Większość z was przeżyła odejście kogoś bliskiego. Partnera do innej kobiety, rodzica który zmarł, zaginięcie ukochanego zwierzaka. Większości z was kiedyś skradziono coś cennego, zostało to zgubione lub zniszczone. Zaginął telefon, popsuł się komputer na którym były zdjęcia, zbiła się pamiątkowa waza po dziadkach. I zapewne zdecydowana większość z was, bardzo te sytuacja przeżyła. Powstaje pytanie które należy sobie w tym momencie zadać. Czy jest to uczucie słuszne i dokąd ono prowadzi. Spróbuję wam na nie odpowiedzieć.

Żal jest bezpośrednio powiązany z poczuciem straty a ta jest bezpośrednią konsekwencją przywiązania. Dzieje się tak wtedy, gdy umysł tworzy iluzję posiadania czegoś lub kogoś i gdy tego zabraknie ją odczuwa. W rzeczywistości nie można stracić czegoś, czego się nie posiada gdyż posiadanie to stan umysłu. Wydaje mu się, że posiadamy coś lub kogoś i jest to „na zawsze”. Nadaje wtedy wielką wartość danej Istocie/rzeczy i tworzy bardzo silny z nią związek. Im bardziej jest utwierdzony w tym przekonaniu i im bardziej ją idealizuje, tym bardziej odczuwa „stratę” i tym większy jest żal. Jest on silnie odczuwalny również i wtedy, gdy bardzo pragnie się jakiejś rzeczy/człowieka a nie można tego mieć.  

Irracjonalne wyrzuty sumienia związane z przeszłymi wydarzeniami, głęboka żałoba i opłakiwanie „straty” kogoś bliskiego czy wiele znaczącego może spowodować nawet wejście w stan apatii. Znane są przypadki ludzi popełniających samobójstwo po odejściu ukochanej osoby, przywódcy czy idola. Poziom żalu był u nich tak wysoki, że nie wyobrażali oni sobie dalszego życia bez takiego człowieka, co w rezultacie doprowadziło do autodestrukcji. 

Gdy sobie uświadomimy skutki jakie może on wywołać, dużo łatwiej jest wykorzystać go dla własnego rozwoju. Wtedy można podjąć dużo trafniejsze decyzje dotyczące dalszego życia. I zamiast pogrążyć się w niekończącym analizowaniu przeszłości, wykorzystać zaistniałą sytuację do zainicjowania zmian. Gdy pozostaje po czymś/po kimś pustka jest to sygnał by ją wypełnić Nowym. Przykładem niech będzie odejście/śmierć bliskiej osoby. Mówi się wtedy, że nic nie będzie już takie samo i jest to prawda. Zależy to jednak wyłącznie od nas samych. Albo pozwolimy sobie na pojawienie się kogoś nowego by wspólnie iść dalej, albo zamkniemy się w sobie obarczając winą innych. Boga, rodzinę, partnerkę/partnera, system itd.

Pamiętajcie jednak o jednej bardzo ważnej kwestii. Zepchnięcie żalu do podświadomości spowoduje, że będzie on wracał w różnych momentach. Im więcej takich sytuacji się przydarzy, tym silniejsza będzie na nie reakcja. Może to w końcu doprowadzić do depresji czy apatii, o czym już wspominałem. Co więc zrobić? Jednym z najlepszych rozwiązań, jest pozwolenie na przepłynięcie owego cierpienia jednocześnie pozwalając na przyjęcie nowych rozwiązań. Np „partner odszedł ale dzięki temu mogę poznać kogoś, kto wniesie w moje życie nowe wartości” albo „mama odeszła po ciężkiej chorobie ale wiem że chciała bym radował się swoim życiem”.

Z żalu można wyodrębnić dwa jego dodatkowe przejawy. Gdy jest niewielki nazywamy go smutkiem, natomiast gdy jest ogromny przeradza się w rozpacz.

Wróćmy jednak do żalu po stracie. Kurczowe trzymanie się przeszłości powoduje, że nie zauważa się tego co jest teraz. Rzeczywistość rozpatrywana jest z pozycji braku tego co „posiadało” się w przeszłości lub z kim się było. W Tu i Teraz rzeczy i osoby po prostu są albo ich nie ma. Nie istnieje potrzeba lub czasem pożądanie by coś lub kogoś posiadać. W tym miejscu trzeba wspomnieć o „śmierci”. U większości ludzi Zachodu istnieje wyobrażenie, jako czegoś strasznego. Coś co jest bardzo bolesne i niesprawiedliwe. Odejście zostało zepchnięte przez religię i kulturę na margines życia, choć jest jego nierozłączną częścią. Daje się to odczuć, zwłaszcza gdy jest gwałtowne i niespodziewane. Do świadomości nie trafia bowiem fakt, że może nastąpić w każdej chwili. Jest to jednak temat szeroki i choć głęboki żal z powodu „śmierci” najbliższych jest najpowszechniejszy, to nie będę się tu nad tym rozwodził. 

Może się też on często połączyć z poczuciem winy o którym pisałem w jednym z poprzednich tekstów tu: Emocje które nami rządzą. Cz. II – Wina (instytutnoble.pl)

Przytoczę tu następne bardzo ważne przysłowie, które odnosi się do żalu. Myślę że wszyscy je znacie. Chodzi o „Czas goi rany”. Pozbycie się żalu trwa niekiedy bardzo długo i przechodzi w jeszcze inną emocję. Mogą to być na przykład apatia, strach lub złość albo też ochota lub akceptacja.

Jak pisałem wcześniej, żal jest przede wszystkim związany z poczuciem straty a co za tym idzie z posiadaniem czegoś/kogoś na własność. Choć umysł święcie w to wierzy, jest to oczywista iluzja. Wyparty ze świadomości fakt tymczasowości wszystkiego, utwierdza ludzi w tym przekonaniu. To jest jednak osobny, bardzo szeroki temat, który warto przybliżyć wam w przyszłości.

Żal to też próba cofnięcia wydarzeń poprzez ich ciągłe rozpamiętywanie. Czy to możliwe? Oczywistym jest fakt, że nie można zmienić sytuacji z przeszłości. Realna jest jedynie zmiana swojego nastawienia do tego co się wydarzyło. A to powoduje odczuwalne skutki niemal natychmiastowo. Bardzo często używamy z zasady fałszywego pojęcia „gdybym mógł postąpić inaczej” czy „powinienem był”. Gdyby to było możliwe to by tak się stało. Skoro jednak coś się wydarzyło, to tak miało być. Gdyby mogło być inaczej to tak by się stało. Rozważanie konkretnej sytuacji z punktu widzenia „co by było gdyby” jest nonsensowne i prowadzi donikąd.

Chcę wam tu uświadomić, że gdy coś robimy, to w momencie zaistnienia zdarzenia, kierują nami jak najlepsze intencje. Za chwilę jego osąd może się zmienić o 180º ale jest on już dokonywany z pewnej czasowo bliższej lub dalszej perspektywy. Może się jeszcze wielokrotnie zmieniać w przyszłości.

Czy znacie przysłowie „Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal”? Ono idealnie odzwierciedla prawidłowe podejście do sytuacji, w których ludzie zaczynają żałować przeszłości. Najpierw jednak przykład wyjaśniający jego bezpośrednie znaczenie. Wyobraźcie sobie coś bardzo prostego, co wyjaśni program działający w umyśle. Powiedzmy, że zrobiliście sobie kanapkę i zostawiliście ją na stole. Gdybyście widzieli że na niej usiadła mucha, to większość z was oczyści to miejsce lub wyrzuci kanapkę. Ale gdy tego nie zauważycie, to zjecie ją ze smakiem. I tak jest z wieloma sytuacjami. Wiedza przefiltrowana poprzez konkretny system postrzegania daje z góry określoną reakcję. Idąc dalej za przykładem, można albo popaść w paranoję i chować przed muchami wszystko, przestać reagować w ogóle albo zachować zdrowe podejście i po prostu te muchy przegonić, nie zwracając uwagi na ich chwilowe siedzenie na kanapce.

A wracając do przysłowia, to można po prostu zacząć ignorować rzeczy, które się zobaczyło a które, tylko na pozór mają mają na nas większy czy mniejszy wpływ. Oczywiście posługuję się tu uproszczeniem, ale jest to pewien schemat, który można zastosować do większości albo nawet do wszystkich wydarzeń z naszego życia.

Niech każdy z was odpowie sobie na pytanie, czego żałuje i jaki jest tego powód. Proponuję byście wzięli kartkę i zapisali sobie każdy żal który wami owładnął i który nosiliście w sobie dłuższy czas. Przeanalizujcie następnie jego aspekty.

  1. Co go wywołało.
  2. Jaki był głęboki.
  3. Jak długo trwał bądź trwa.
  4. Co się zmieniło po danej sytuacji.
  5. Jakie wnioski na przyszłość wyciągnęliście.
  6. Czy zaakceptowaliście zmianę. A jeśli nie to dlaczego.
  7. Czy i w jakim kierunku chcecie pójść dalej.

Powyższe kwestie pomogą wam w uświadomieniu sobie źródła tej emocji i ułatwią dalsze życie. Może ono płynąć w spokoju i harmonii z samym sobą. Można też pozostać w tym samym miejscu, wciąż rozpamiętując przeszłość. Jeśli chcecie wejść w emocję żalu to zróbcie to całym sercem, wyłączając umysł. Pozwólcie jej jednak przepłynąć. Wtedy okaże się że nawet żal jest tymczasowy i jest pewnym fragmentem ścieżki Życia na którym nie warto się zatrzymywać na dłużej.

„Było. Minęło. Życie płynie dalej” Uświadomienie sobie tej jakże prostej prawdy że wszystko jest przejściowe, pozwala na jej uporządkowanie i rozpoczęcie dostrzegania Teraz jako jedynego możliwego stanu.

Żałując tego co się stało ludzie tkwią więc w przeszłości i zamykają drzwi do przyszłości. Nie żyją w Tu i Teraz. Wyciągnijmy wnioski i zmieńmy postrzeganie rzeczywistości by pójść inną ścieżką. Ścieżką prowadzącą w głąb prawdziwych siebie.

Zdaję sobie sprawę, że moje artykuły nie odpowiedzą na wszystkie pytania ani nie rozwieją wszelkich wątpliwości. Wiem, że każdy inaczej podchodzi do przeżytych wydarzeń. Chcę wam jednak nakreślić pewien kierunek, w którym sami będziecie podążali wsłuchując się w głos intuicji płynący wprost z serca.

Świętobor

Artykuł ukazał się tu: https://instytutnoble.pl/emocje-ktore-nami-rzadza-cz-iv-zal/

Emocje które nami rządzą cz. III – Apatia

Na początek proszę Was o wybaczenie. Minęło kilka miesięcy od poprzedniego artykułu. Część z Was może sądzić że dopadł mnie pewien stan o którym będę właśnie pisał. Jednak przerwa pomiędzy kolejnymi odcinkami była spowodowana kilkoma innymi czynnikami, nie mającymi z apatią – bo o niej tu mowa – nic wspólnego.
Większość z nas chyba wie czym ona jest i choć raz w życiu doznała takiego stanu. Człowiek budzi się rano bez chęci do robienia czegokolwiek, bez chęci do życia. Często pierwszym zdaniem które przychodzi do głowy jest „Jaki to wszystko ma sens?”

Czym jest więc apatia? Zacznijmy od definicji w encyklopedii PWN: Apatia to stan całkowitego zobojętnienia i niewrażliwości na bodźce z gr. apátheia – niewrażliwość.
Według opracowania Dawida Hawkinsa kalibruje się ona na poziomie 50, nieco powyżej wstydu i winy o których pisałem w poprzednich artykułach. Jest też z nimi nierozerwalnie związana. Na tym poziomie panuje wszechobecna bezradność i brak nadziei na wyjście z życiowego impasu. W skrajnych przypadkach dochodzi do samobójstwa.
Dwa najbardziej obrazowe przykłady apatii które możemy spotkać na co dzień, to osoby samotne, odrzucone przez rodzinę/społeczeństwo oraz ludzie bezdomni. Przyjrzyjmy się im przez chwilę. Ludzie samotni, to najczęściej starsi, pozbawieni opieki najbliższych. Duża ich część ogranicza wychodzenie z domu, załatwiając z niemałym trudem tylko najbardziej potrzebne sprawy.

Podstawową cechą jest w ich przypadku rezygnacja. Rezygnacja z przyjemności, niechęć do robienia czegokolwiek, brak chęci do życia, niemożność przeciwstawienia się sytuacjom. „Martwy” wzrok czy czasem wręcz trudności w przełykaniu jedzenia to również wspólne cechy osób ogarniętych chroniczną apatią. Życie staje się smutną egzystencją.

Jednakże nie ulegajmy złudzeniu, że apatia dotyczy tylko wyżej wymienionych grup. Obejmuje ona wszystkie warstwy zarówno w skali indywidualnej jak i masowej i może dotknąć większość społeczeństwa. Jak już wspomniałem wyżej, towarzyszy jej bieda.
Jednostki nią opanowane zaczynają funkcjonować automatycznie, zaspokajając tylko najbardziej podstawowe potrzeby, choć czasem nawet i to przychodzi im z największym trudem. Przestaje się liczyć cokolwiek. Rodzina, przyjaciele, znajomi zostają odsunięci na bok. Przestaje się szukać jakiejkolwiek pomocy, a nawet odrzucać tą, która jest oferowana, nie widząc sensu w zrobieniu nawet małego ruchu by z tego stanu się wyrwać.

W tym stanie bardzo łatwo popaść jest w uzależnienie od alkoholu lub narkotyków. Wydają się one ucieczką od problemów i wejściem w ciekawszy świat, lecz gdy odurzenie mija wszystko powraca.
Apatia, podobnie jak wstyd i poczucie winy o których pisałem w poprzednich artykułach, to formy autoagresji. Jednak w niektórych okolicznościach przybierają one formę zewnętrzną, skierowaną na otoczenie, które obarcza się winą za zaistniały wewnętrzny stan emocjonalny.

Co więc należy zrobić? Patrząc z punktu widzenia osoby, która apatią jest ogarnięta, odpowiedź na to pytanie jest bardzo trudna. Na początku należy o ile to możliwe, porozmawiać z najbliższymi, by wspólnie podjąć działania zmierzające do zmiany sytuacji. Pierwszym krokiem zmierzającym w tym kierunku, jest znalezienie jakiegoś zajęcia, w którym dany człowiek będzie się choć w małym stopniu realizował. Może to być np. malowanie, rzeźbienie czy tworzenie jakiejś sztuki albo uprawianie jakiegoś sportu typu bieganie lub pływanie.

Nawet z pozoru bezsensowne zajęcie może spowodować, że uruchomiony zostanie proces wyjścia z kryzysu i dokonania kroku w stronę kolejnego etapu rozwoju świadomości. Oczywiście nie odbywa się to z dnia na dzień, ale najważniejszy jest początek. Wsparcie rodziny, przyjaciół czy znajomych jest też jednym z kluczowych elementów. Opuszczenie natomiast, ciągłe pretensje, awantury czy choćby tylko obojętność, powodują pogłębianie się stanu beznadziejności.

Jednym z nieodzownych elementów potrzebnych do przekroczenia granicy i pozbycia się apatii, jest rozmowa z kimś, kto potrafi wlać w serce nadzieję na lepsze jutro i wierzy, że człowiek nią ogarnięty potrafi zmienić swoje życie. Często jest to ktoś zupełnie obcy lub jakiś daleki znajomy. Terapeuta, szaman czy np. ekspedientka ze sklepu osiedlowego. Nie ma to w zasadzie znaczenia, bo wielokrotnie jest to jedyna osoba, która taką wiarę posiada.

Czasem jednak tylko sesje grupowe jak np. Program 12 kroków przynoszą oczekiwane rezultaty. W tym miejscu chcę Wam uzmysłowić jedną bardzo ważną kwestię. Emocje w większości nie występują w pojedynkę a w różnych połączeniach, w których jedna z nich jest dominująca. Najbardziej działają takie jak wstyd, poczucie winy, apatia, strach itd., czyli te o najniższych wibracjach. W zależności od sytuacji zewnętrznej, wyzwala ona jedną lub więcej pozostałych. O tym mechanizmie będę jednak pisał w jednym z kolejnych artykułów.

Jak więc możemy pomóc ludziom, którzy apatią są ogarnięci? Przede wszystkim otoczmy ich opieką, rozmawiajmy, zachęcajmy do wspólnych zajęć. Wychodźmy na spacery do parku czy lasu. Pokazujmy piękno otaczającego nas świata. Drzewa, łąka, słońce czy płynące po niebie obłoki. Kontakt z naturą ułatwi im podjęcie decyzji o zmianie życia. Wykażmy przy tym wiele cierpliwości, gdyż jest to proces często długotrwały. Jak mówi polskie przysłowie „Nie od razu Kraków zbudowano”. Równie pomocna może być propozycja opieki nad zwierzęciem, np. psem. Wychodzenie z nim na spacery daje możliwość spotykania innych ludzi i nawiązywania nowych kontaktów.

Zauważajmy ich w naszym najbliższym otoczeniu i podajmy im z uśmiechem na twarzy ręce. Ten pierwszy krok jest po naszej stronie. A gdy to zrobimy z Miłością i wdzięcznością, efekt może przerosnąć nasze wyobrażenia.


Świętobor

Artykuł ukazał się na stronie https://instytutnoble.pl/emocje-ktore-nami-rzadza-cz-iii-apatia/

Emocje które nami rządzą cz. II – Wina

W tym artykule chcę opisać kolejną emocję, która tak jak i wstyd towarzyszy nam od najmłodszych lat. Jest to temat niezwykle szeroki. Postaram się jednak przedstawić go w jak najkrótszej i zrozumiałej formie.

Rodzina, społeczeństwo, uwarunkowania religijne lub kulturowe wpajają nam poczucie winy. W dużo większej części jest to przekazywane z pokolenia na pokolenie i jest to bezpośrednim skutkiem wielowiekowej indoktrynacji. W mniejszej, choć wcale nie mniej istotnej, bierze się z obecnej manipulacji przez media głównego nurtu. Przede wszystkim pamiętać należy o tym, że to co trafia do podświadomości poprzez wielokrotne powtarzanie, jest w końcu przyjmowane jako prawda, jako coś zupełnie normalnego, jako coś o czym się nie dyskutuje ani nawet nie myśli.  

Na początek definicja. Poczucie winy jest to stan emocjonalny, który powstaje w momencie uświadomienia sobie dokonania czynu prawnie lub moralnie niedozwolonego. Albo inaczej, to samooskarżanie się z powodu własnego postępowania. Może to być zarówno zrobienie czegoś grzesznego, niemoralnego lub choćby tylko nieakceptowanego w danym społeczeństwie, grupie, religii czy kulturze. A to zależy wyłącznie od interpretacji danego zachowania, narzuconej z zewnątrz w którymś okresie życia. To co jest np normalne w Chinach, w Polsce jest wysoce naganne.

Poczucie winy bywa jednak czymś innym od winy realnej.

W kontekście prawnym a także wg prawa naturalnego, o winie możemy mówić wtedy, gdy coś/ktoś poniósł uszczerbek lub doznał krzywdy. Lecz nie jest to określenie stanu emocjonalnego a stwierdzenie zaistniałego zdarzenia. W tym momencie nie ma większego znaczenia, czy działanie było celowe, czy nastąpił tu szczególny zbieg okoliczności. Następuje  nakaz naprawienia szkody czy wyrządzonej krzywdy. Ale to nie jest tematem tego artykułu.

Zastanówmy się więc dlaczego jesteśmy, a raczej dlaczego czujemy się winni.

Zacznę od słów, które chyba wszyscy znają: „Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina”. Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że w taki właśnie sposób podświadomość jest programowana, co następnie prowadzi do konkretnej emocji a to, do określonego zachowania. Jak już napisałem wcześniej powtarzanie zdań wzmacnia ich siłę przekazu. Poczucie winy chyba dla większości ludzi kojarzy się z popełnionym grzechem. A co nim jest ustalili twórcy religii, by w ten sposób uzyskać kontrolę nad umysłami. Uczynili się oni moralnymi autorytetami, uzurpującymi sobie prawo do przekazywania woli bogów i mówienia tego, co się bogom podoba a co nie. W ten sposób zaprogramowani ludzie, wykonują bądź odrzucają wszystko bez cienia refleksji, uważając że tylko owi pośrednicy wiedzą, jak każdy ma postępować. Można ich nazwać handlarzami potępienia i zbawienia.

Myślę, że trzeba by tu nadmienić o absolutnym kuriozum czyli o chrześcijańskiej koncepcji grzechu pierworodnego, które przenosi winę z mitologicznej pierwszej pary na całą ludzkość. Jedynym co wg kapłanów jest w stanie ten stan zmienić, jest poddanie się rytuałowi chrztu.

Przejdźmy jednak do meritum, gdzie podam przykłady tzw winy rzeczywistej i domniemanej. Chcę tu zaznaczyć, że ta pierwsza będzie najczęściej zależna od religii, społeczeństwa czy też porządku prawnego, obowiązującego na danym obszarze. Druga natomiast jest wyłącznie negatywnym stanem wewnętrznym, nie mającym swojego odzwierciedlenia we faktach.  

Rzeczą na którą należy szczególnie zwrócić uwagę, jest rozgraniczenie tych dwóch stanów. Jeśli wiemy, że nasze działanie spowodowało czyjąś krzywdę i chcemy to naprawić, jest co całkowicie naturalne i pożądane. Wina którą odczuwamy, potrzebna jest nam do nauki i prawidłowego rozwoju osobowości. Wyciągając wnioski z zaistniałej sytuacji, nie pozwalamy, by coś podobnego przytrafiło się w przyszłości.  Niestety dzieje się tak w niewielkiej części przypadków.

Za przykład niech tu posłuży taka oto sytuacja. Pewien człowiek wracał w nocy do domu, w stanie wskazującym na spore nadużycie alkoholu. Było ono na tyle wysokie, że się zataczał,  pamiętając jednak przebieg zdarzeń. Będąc już blisko celu, zachwiał się i urwał swojemu sąsiadowi lusterko przy samochodzie. Następnego dnia rano poszedł do sąsiada z propozycją zadośćuczynienia za wyrządzoną szkodę. Wnioskiem jaki przyszedł mu do głowy było to, by już nigdy nie doprowadzić się do takiego stanu, gdzie traci się kontrolę nad własnym ciałem.

Zupełnie inaczej sprawa wygląda, gdy to uczucie staje się irracjonalne. Dzieje się tak wtedy, gdy ktoś zaczyna wyobrażać sobie sytuację która nie zaistniała bądź nie miał na jej przebieg wpływu.

Za przykład niech posłuży następująca sytuacja. Chcę w niej zobrazować pewien szczególny zbieg okoliczności, na które nikt nie miał wpływu, a które mogą wywołać w umyśle obwinianie siebie lub innych. Dziecko pewnego człowieka uległo niegroźnemu wypadkowi podczas jazdy na rowerze. Po wszystkich możliwych, bardzo dokładnych badaniach, stwierdzających że wszystko jest w porządku, jego stan się nagle pogorszył. Zostało zabrane do szpitala, gdzie po tygodniu zmarło. Wtedy zaczęło się oskarżanie. Najpierw siebie, że można było wcześniej zawieźć do szpitala, że może do innego, że nie zabroniło się wyjścia w dzień wypadku. Następnie innych. Że nie dopełniono procedur w szpitalu, że można było coś zrobić inaczej, że rower był wadliwy itd.

Bardziej ekstremalnym, choć częstym przypadkiem jest wmawianie sobie, np. tego, że ktoś się obraził czy że nie kocha a powodem jest własne zachowanie czy rozmowa. Za przykład niech posłuży następująca sytuacja. Dziewczyna pisze do koleżanki wiadomość: „Cześć. Jak się czujesz po ostatniej imprezie?” Odpowiedź jednak nie przychodzi. Umysł zaczyna tworzyć historię wydarzeń, które nie miały miejsca. Zaczyna się złe samopoczucie, obwinianie za wypowiedziane słowa itp. Kolejnym przykład dość często spotykany. Rodzice się kłócą między sobą i dochodzi do rozwodu. Trwa walka o prawa rodzicielskie i możliwość widzenia dziecka. Ono nie wie co się dzieje i zaczyna się obwiniać za powstałą sytuację. Gdy nie wytłumaczy mu się na początku, poczucie winy pozostanie w nim na długie lata.

Następna przyczyna jest taka, że ludzie których uznajemy za autorytety (nauczyciel, ksiądz) takie poczucie winy nam wmawiają. Za przykład niech tu posłuży współżycie seksualne przed ślubem czy też z osobą inną niż mąż/żona, które jest uznawane za grzech ciężki. Księża posługują się tu argumentem, że Jezus umarł za grzechy wszystkich, jest to więc niemal zbrodnia i należy się poddać ciężkiej pokucie. Nawet nieodmówienie wyuczonych formułek pacierza jest czymś, co obraża Boga i trzeba się z tego spowiadać i odpokutować.

Gdy z takich powodów ludzie popadają w samooskarżanie, zaczyna się równia pochyła. Jednak początkowe objawy takie jak wyrzuty sumienia, masochizm, potępianie się, postrzeganie siebie jako kogoś złego, które dotyczą wyłącznie jednostki, mają swoje dalsze, dużo bardziej negatywne konsekwencje.

Następnym i chyba dużo ważniejszym elementem domniemanego poczucia winy, jest obarczanie nią innych. Ma to bezpośredni związek ze strachem, o którym napiszę w jednym z kolejnych artykułów. Mogą to być zarówno pojedynczy ludzie, jak i całe grupy czy narody. Bezpośrednią konsekwencją takiej manipulacji, jest potęgujące się uczucie nienawiści do wszystkich, którzy są „inni”. Gdy frustracja danej grupy czy nawet narodu osiąga odpowiedni poziom, następuje żądanie ukarania „wrogów” a często nawet fizycznej ich eksterminacji. Takich przykładów mamy bardzo wiele. Liderzy mniejszych czy większych ugrupowań, postępowali w ten sposób przez przez długie stulecia. Najnowsza historia wręcz aż się od nich roi. Systemy manipulacji masami bazują na starej rzymskiej maksymie „divide et impera” czyli „dziel i rządź”. Stworzenie domniemanego wroga, komunisty, imperialisty, czarnego, białego, kolorowego, teisty, ateisty, chrześcijanina, muzułmanina,  homoseksualisty, biseksualisty itd pozwala utrzymać się przy władzy przez psychopatyczne jednostki. Minister propagandy III Rzeszy Goebbels powiedział: Kłamstwo powtórzone tysiąc razy zaczyna być uznawane za prawdę. W ten sposób działają całe machiny propagandowe, indoktrynujące ludzi od najmłodszych lat.

Wróćmy do teraz do analizy nieuzasadnionego poczucia winy, z punktu widzenia jednostki. Myślę, że największym jej źródłem jest w tym przypadku religia a indoktrynacja prowadzona od najmłodszych lat umacnia ten stan.

Gdy wmawia się młodemu człowiekowi, by czuł się winny nawet za swoje myśli, po pewnym czasie może wystąpić efekt nienawiści do samego siebie. Czuje on się zły, niegodny miłości, niezasługujący na dobroć od innych. Na koniec, ego zaczyna odrzucać winę własną by skierować ją na świat zewnętrzny. Będąc na tym etapie, nie powinno stanowić trudności, by zacząć rozwiązywać wewnętrzne konflikty. Zrozumienie faktu, że pomyłki są na stałe wpisane w naukę i rozwój, prowadzi do zaakceptowania wydarzeń z przeszłości a w konsekwencji do wybaczenia sobie. To w prostej linii kieruje ku wybaczeniu innym.

Pięknym przykładem niech będzie rozwój dziecka. Zanim nauczy się siadać, chodzić, mówić, próbuje coś dziesiątki czy setki razy. Nie załamuje się ani nie obwinia, gdyż nie zna tego uczucia. Ma ono bezwarunkowe zaufanie do rodziców. Co jednak większość dorosłych robi? Choć na początku cieszą się z postępów swoich pociech, to w pewnym momencie ich życia zaczynają im wmawiać mnóstwo negatywnych cech. Niedostateczne zaangażowanie, brak starań, nieuwagę, nieudolność itd. Dziecko zaczyna tracić motywację.

Mówienie dzieciom i nastolatkom, że jest się smutnym czy nieszczęśliwym bo np. mają słabe wyniki w nauce czy nie spełniają oczekiwań rodziców co do zachowania czy ubioru, często prowadzi do przykrych i czasem nieodwracalnych konsekwencji w ich życiu dorosłym.

Kolejną bardzo ważną rzeczą o której już wspomniałem, a na którą koniecznie trzeba zwrócić uwagę, jest fakt, że ludzie bardzo często próbują przerzucić swój stan emocjonalny i wiedzę z Teraz do określonego punktu w przeszłości. Ile razy słyszeliście lub mówiliście „gdybym miała/miał tę wiedzę co teraz to postąpiłbym zupełnie inaczej”. Jest to brak zrozumienia podstawowych mechanizmów działania świadomości. Gdy tylko uzmysłowimy sobie fakt, że każda decyzja, którą podjęliśmy w przeszłości, była nierozerwalnie związana z posiadaną w danym momencie wiedzą oraz stanem emocjonalnym w jakim się wtedy znajdowaliśmy, wtedy kończy się poszukiwanie winy w sobie, czy też projektowanie jej na zewnątrz. Jeśli popełniliśmy wtedy pomyłkę, powinno to poskutkować nabyciem doświadczenia i wyciągnięciem wniosków co należy a czego nie należy robić by osiągnąć dany cel. Z powodu mechanizmu projekcji często jednak dzieje się inaczej. Zamiast przyznać się przed samym sobą, że decyzja którą podjęliśmy była nietrafna z powodu naszej postawy i informacji które wtedy posiadaliśmy, zaczynamy obwiniać „świat zewnętrzny”. Prowadzi to w prostej mierze do uczucia niechęci i w końcu nienawiści do osób czy organizacji, które nas „skrzywdziły”.

Poczucie winy jest emocją /programem który jest bardzo łatwy do wykorzystania i manipulacji, gdyż bardzo łatwo jest je wywołać i ukształtować.  Jest to bardzo mocny mechanizm. Pojedyncze osoby a nawet całe narody w bardzo prosty sposób przyjmują je na siebie. Prowadzi to ostatecznie do potrzeby spowiedzi, zarówno w warstwie społecznej jak i religijnej.

Z racji tego, że jest ściśle związane z ideologią, wykorzystywane jest to przez tzw autorytety.

Czy spowiedź może nas uwolnić od nieuzasadnionego poczucia winy. Uważam że nie. Nie ma bowiem kogoś kogo się skrzywdziło, więc i nie można zadośćuczynić. Nałożenie pokuty natomiast ten stan pogłębia. Jest to przecież przyznanie się do czegoś czego w rzeczywistości nie ma.

Narastające nieuzasadnione poczucie winy, prowadzi do pogrążenia się w różnych nałogach, depresji czy też w coraz częstszych przypadkach, do targnięcia się na własne życie. Wzięcie odpowiedzialności za swoje emocje i postępowanie niejako z automatu je usuwa, choć na tym poziomie rozwoju świadomości trudno to zauważyć, a co za tym idzie zrobić coś w tym kierunku.

Jakie jest rozwiązanie kwestii omówionych powyżej? Przede wszystkim konsultacja ze specjalistą. Niezastąpieni są tu również szamani. Zarówno jedni jak i drudzy pomogą w uświadomieniu sobie skali problemów stworzonych przez umysł i pomogą znaleźć wyjście. Szczera rozmowa z najbliższymi o swoich problemach też powinna być pomocna. Oczywiście nic nie jest w stanie zmienić faktów z przeszłości, ale można podzielić wydarzenia na te realne i te które tylko wymyśliliśmy. Kolejnym krokiem jest zmiana swojego podejścia do nich. Nauczenie się wybaczania sobie jest tu podstawą. Zacznie się wówczas akceptacja siebie takim jakim się jest Tu i Teraz. Akceptacja swoich niedoskonałości oraz danie sobie prawa do popełniania błędów i wyciąganie z nich wniosków. Akceptacja że inni są po prostu inni i że każdy ma prawo do własnej ścieżki i pomyłek.

Wyrwanie się z zaklętego kręgu poczucia winy to ważny krok na drodze rozwoju osobistego. Z każdym kolejnym będzie coraz łatwiej. I choć z tego poziomu trudno jest zauważyć pozytywne strony życia, to warto się podjąć tego wysiłku, by za jakiś czas stanąć przed lustrem i powiedzieć: DOKONAŁAM/DOKONAŁEM TEGO. JESTEM. KOCHAM

Świętobor

Artykuł ukazał się na stronie https://instytutnoble.pl/emocje-ktore-nami-rzadza-cz-ii-wina/