Teoria ewolucji Darwina czyli jedno z najbardziej rozpowszechnionych oszustw na Ziemi cz. II

Bariera międzygatunkowa nie pozwalająca na mieszanie się różnych gatunków. Samiec jednego gatunku nie ma możliwości zapłodnić samicy innego. Wyjątkiem może tu być np. muł czyli mieszanka osła i konia ale ta hybryda jest już całkowicie bezpłodna. W zeszłym stuleciu przeprowadzano różne próby, jednak nie dały one żadnych rezultatów. Kobiety próbowano zapładniać spermą małp a małpy spermą ludzi. Człowieka jednak nie można skrzyżować z żadnym innym stworzeniem. Wnioskiem z tego jest to, że człowiek musiał powstać jako samiec i samica jednocześnie. A owa bariera jest jednym z dowodów na to, że nie możemy pochodzić od małp. Co prawda twierdzi się że np. kość ogonowa którą bez wątpienia posiadamy jest dowodem na to, jednak jest do tylko nieudana próba przypisania faktu do założenia. Nigdzie i nigdy nie znaleziono organizmów posiadających dwa w pełni działające systemy np. żywieniowe, oddechowe czy rozrodcze. Zawsze któryś istnieje we formie szczątkowej, niepełnej czyli niedziałającej. I wcale nie jest to dowodem na to, że wcześniej człowiek np. miał skrzela czy miał też długi ogon.

Istnienie różnych ras ludzi. Nie ma jeszcze żadnego dowodu na to, że któraś z ras była pierwszą i że od niej wywodzą się pozostałe, choć tu badania genetyczne haplogrup mają jeszcze duże pole do popisu. Zadam teraz pytanie, na które niech każdy spróbuje znaleźć sobie własną odpowiedź. Ile czasu trzeba, by grupa osobników jednej rasy, zmieniła swój wygląd czyli kolor skóry, włosy, oczy, szkielet wraz kształtem czaszki i czy jest to możliwe? Moim zdaniem, choćby Murzyni mieszkali i pięć tysięcy lat na północy Europy, a Europejczycy w centrum Afryki. To jedynie może zmienić się delikatnie odcień skóry. Popatrzmy zresztą na trzy podobne do siebie miejsca,czyli Amerykę Środkową, centrum Afryki i południe Azji. Temperatury podobne, wilgotność też, warunki czyli dżungla również. I mamy trzy a nawet cztery zupełnie niepodobne do siebie rasy.

Kolejne spostrzeżenie. Do tej pory pisałem o ewolucji trwającej podobno setki milionów czy miliardy lat z której wszystko ma się wywodzić. Ale jak powszechnie wiadomo, wiele razy w historii naszej planety miały miejsce katastrofy, które niemalże zmiatały całe życie z powierzchni. Naukowcy twierdzą np. dinozaury wyginęły ok. 66 milionów lat temu i wtedy po nich pałeczkę przejęły ssaki. Tu dwa cytaty z wikipedii:

Wymieranie kredowe – masowe wymieranie sprzed 66 milionów lat, podczas którego wyginęło około 3/4 gatunków roślin zwierząt żyjących na Ziemi, w tym nieptasie dinozaury. Wyznacza ono koniec okresu kredowego erymezozoicznej, a początek kenozoiku, ery trwającej obecnie.

 Ssaki szczególnie zróżnicowały się w paleogenie. Powstały nowe formy, jak koniowatewalenienietoperze czy naczelnePtaki,ryby i prawdopodobnie jaszczurki również przeszły radiację.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Wymieranie_kredowe

I cóż czytamy?

Powstały nowe formy,jak koniowatewalenienietoperze czy naczelne. Czyli wcześniej one nie istniały? Zostańmy w takim razie przy naczelnych. Skoro powstawały one w paleogenie czyli przez około 10 mln lat to mam pytanie. Z jakiego przodka? A pozostałe? Czy miały w takim razie innych przodków czy tego samego? Ciągle odkrywa się nowe pozostałości, jednak wszystkie formy przejściowe pozostają ciągle w sferze przypuszczeń. We wszelkich opracowaniach unika się zwrotów typu „było zdecydowanie tak i tak”, a używa się słów „prawdopodobnie, mogło być, być może” i temu podobne. Podsumowując, jeżeli nie ma się pewności, to cała ewolucja wciąż pozostaje w sferze teorii i założeń czysto teoretycznych.

I już chyba na koniec, jeszcze jeden argument, że na pewnych etapach niemożliwe są zmiany ewolucyjne a musi powstać konkretne rozwiązanie dotyczące całej populacji jednocześnie. Jednym z tych etapów jest np. ssanie pokarmu matki. Żeby dziecko mogło przeżyć, zarówno ono jak i matka musi dysponować kompletnym w 100% działającym rozwiązaniem. Każdy błąd kończy się śmiercią potomka czyli przerwaniem procesu. I to rozwiązanie musi być zastosowane, jak pisałem chwilę wcześniej, u dokładnie wszystkich osobników. Matka MUSI mieć gruczoły mleczne gdzie gromadzi się pokarm, sutki do jego dystrybucji, produkcja musi być uruchomiona w ściśle określonym momencie czyli tuż po porodzie i trwać na tyle długo, że potomstwo będzie w stanie się odżywiać innym pokarmem. To MUSI działać bez zarzutu od samego początku i nie ma mowy o rozwiązaniach przejściowych. Nie jest możliwe, by ewolucja „wyprodukowała” formę na próbę czyli matkę nie będącą jeszcze ssakiem a mającą już dzieci ssaki. Ewolucja to jedynie przystosowywanie się już istniejących gatunków do rzeczywistości i warunków w których przyszło im żyć. I tu dobór naturalny jak najbardziej wchodzi w grę, gdyż przeżywają osobniki pozwalające danemu gatunkowi przetrwać czyli są najsilniejsze bądź posiadają cechy pozwalające lepiej adaptować się do zmiennych środowiskowych.

Do tego momentu skupiałem się na zwierzętach ale przecież istnieją jeszcze inne formy życia, nie mające możliwości przemieszczania się bądź bardzo tę możliwość ograniczoną. Mowa tu o roślinach. Różnorodność i stopień skomplikowania ich jest również tak olbrzymia, że o przypadkowości nie ma mowy. Nie będę się więc na ten temat rozwodził. Napomknę tylko, że jeszcze do niedawna, za sprawą religii z korzenia judaizmu uważano, że tylko ludzie mają uczucia, że zwierzęta są jak przedmioty, że rośliny nie porozumiewają się ze sobą. Dziś już wiemy, że jest to nieprawda a świat wygląda zupełnie inaczej niż wydawało się nam do tej pory.

Poniżej powtórzę w jakiejś części to, co pisałem wcześniej. To może pozwoli jeszcze bardziej uwypuklić nieścisłości z których Darwin zbudował swoją teorię. Na jego obronę przyjmuję jedynie brak wiedzy, którą posiadamy dziś. Jednak o ile jego można usprawiedliwić, to dzisiejszych tzw. naukowców, którzy ją głoszą jako dogmat już w żaden sposób się nie da.

Pozostajemy cały czas w pradawnej wodzie. Mijają kolejne miliony lat. I w końcu nadchodzi czas, gdy przez oczywiście przypadek, wśród osobników które do tej pory dzieliły się by pałeczkę przejęło następne pokolenie, następuje wyraźny rozdział na samice i samce. A właściwie na samicę i samca. Jak to się stało, tego już chyba nikt wyjaśnić nie potrafi. Na ogromnej kuli ziemskiej, w tym samym miejscu i w tym samym czasie, przypadkowo powstają samiec i samica czegoś. Dlaczego czegoś? Bo nie wiadomo co to by mogło być. Ryba? Mięczak? A może coś innego? Więc te powstałe przez przypadek czy też metodą prób i błędów stworzenia, od razu wiedzą o co chodzi, łączą się w parę, spółkują w odpowiednim momencie (oboje są już dojrzali) by powstało z tego potomstwo. Czy znane są przypadki dojrzałości płciowej od urodzenia, wyklucia się? Nic mi o tym nie wiadomo. Każdy taki organizm potrzebuje czasu by tą dojrzałość osiągnąć. Ale co dalej? To mi trochę przypomina biblijny dylemat z Adamem i Ewą, którzy mieli tylko dwóch synów. Więc wniosek jest prosty. Albo par takich jak oni było bardzo dużo i mieli córki, albo synowie uprawiali seks z matką. Mamy więc pierwszych potomków, pierwszych całkowicie nieznanych powstałych przez przypadek rodziców. Oczywiście by ten pierwszy rozdzielony na dwie płcie gatunek przeżył, to potomstwo musiało być już również dwupłciowe. Przyjrzyjmy się teraz przez chwilę na stopień złożoności układów płciowych. To już może uchodzić za majstersztyk. Do przetrwania każdego gatunku potrzebne są komórki żeńska i męska, które dopiero połączone zarówno w odpowiednich warunkach, jak i w odpowiednim czasie są w stanie razem stworzyć nowe życie. Więc te organizmy łączą się w pary by powstawało następne pokolenie. Dobrze że nie miały one ciągot homoseksualnych, bo po prostu by wyginęły. I nie nastąpiłyby następne serie niemożliwych z punktu widzenia prawdopodobieństwa przypadków, dzięki którym ja mogłem to napisać a Ty drogi czytelniku przeczytać. No ale te organizmy sobie żyły i się rozmnażały. Ale pojawia się już kolejna kwestia a mianowicie odżywianie. Czym one do tej pory się odżywiały. Czy najprostszą odpowiedzią jest: Minerały? Niby tak. Ale. To jest kolejny z serii przypadków. Każdy nawet najprostszy organizm, najprostsze życie MUSI znajdować się w warunkach jemu odpowiadających. Pozbawienie bakterii czyli jednokomórkowców odżywki sprawi, że zginą.

Oto co mówią książki do biologii na temat takich bakterii.

Bakterie autotroficzne:

Bakterie autotroficzne (samożywne) to organizmy mające zdolność do samodzielnej biosyntezy niezbędnych związków organicznych

(tłuszcze, węglowodany, białka).

Możemy podzielić je ze względu na rodzaj wykorzystanej do tego celu energii.

I tu następuje tzw. sprzężenie zwrotne. Przecież te związki organiczne są również produktem złożonym i to bardzo. Jak powstawały takie „nieożywione” organiczne związki chemiczne? Z pozostałości nieżywych już jednokomórkowców? A te czym się odżywiały? Jeśli minerałami (są przecież i takie) to dlaczego przy ich bogactwie zmieniają dietę na inną i zaczynają zjadać szczątki swych przodków? Oczywiście przypadkowo bądź dostosowują się do warunków, odpowiedzą darwiniści. Ewolucjoniści mylą tu przyczynę ze skutkiem. Niech dalej śnią swój sen.

No i doszliśmy w końcu do odwiecznego pytania, co było pierwsze. Jajko czy kura. Gdy zaczniemy się zagłębiać dojdziemy do bardzo prostej i oczywistej odpowiedzi. Pierwsza była kura i kogut jednocześnie a właściwie to kury i koguty, to słonie i słonice, to miłorzęby żeńskie i miłorzęby męskie, to żółwice i żółwie, to ślimaki obojga płci, to komarzyce i komary i można by tak wymieniać i wymieniać. Różnorodność gatunków na Ziemi jest tak duża, że jeszcze ze wszystkim nie zdążyliśmy się zapoznać. A jeśli chodzi o minerały, to też jest tu jeszcze wiele do zrobienia. Ale zatrzymajmy się chwilkę przy materii „nieożywionej”. Przyda nam się to do dalszych rozważań. Spójrzmy więc na Tablicę Mendelejewa czyli układ okresowy pierwiastków. Jest to stan znany nauce i zostało to przyjęte jako fakt niejako zastany. Oczywiście do czasu do czasu dodawane są nowe pierwiastki ale są one tzw. krótkookresowe i zostały stworzone niejako sztucznie. Już stopień skomplikowania najprostszego z atomów czyli wodoru wręcz zadziwia. Jądro z protonem i elektron krążący wokół niego. One muszą być takie jakie są, o takiej wielkości a orbita elektronu jest też dokładnie w takiej odległości, że utrzymuje się on na niej przez cały czas. Pozostając przy wodorze, to jak wiadomo istnieją jego dwa izotopy czyli deuter i tryt, różniące się ilością neutronów w jądrze. I tak można by analizować wszystkie pierwiastki po kolei. Bezsprzecznym pozostaje fakt ich istnienia, jednak sposób w jaki one powstały już w zasadzie jest owiany mgłą tajemnicy. Możemy przypuszczać, snuć teorie czy domyślać się, jednak pewności jak one powstawały zapewne jeszcze bardzo długo mieć nie będziemy.

Stopień skomplikowania pierwiastków o wyższych liczbach atomowych już jest tak duży, że powstanie ich przez przypadek nie wchodzi w grę. A teoria ewolucji zakłada przypadkowość od początku. Choć sam jej twórca nie miał pojęcia o pierwiastkach czy o fizyce jądrowej która przecież jeszcze była wtedy nauką nieznaną, to dziś, rozpoczynanie dyskusji o ewolucji dopiero od momentu powstania pierwszego organizmu jednokomórkowego zakrawa na żart już ze średnio rozgarniętego interlokutora. Złożoność materii „nieożywionej” jest na tak wysokim poziomie a Wszechświat tak duży, że przypadkowość jest tu całkowicie wykluczona.

Fizycy wiedzą też dobrze, ile energii potrzeba do rozszczepiania jąder i ile się energii przy tym wydziela. Ale jak na razie naukowcom udało się zamienić jeden pierwiastek w inny czyli stworzyć go przez tylko na bardzo krótki czas i dotyczy to wyłącznie pierwiastków ciężkich.

Pierwiastki łączą się ze sobą w różne związki chemiczne i tak występują przeważnie w przyrodzie a rzadko występują w postaci czystej.

Jedynym sposobem wyjaśnienia bilionów bilionów „przypadków” od początku istnienia może być wyłącznie kreacjonizm lub też inaczej Inteligentny Projekt. Projekt który może opierać się wyłącznie o pole informacyjne w którym Wszechświat/Bóg/Stwórca/Absolut kreuje to co widzimy, czujemy czy też smakujemy gdyż pewnego rodzaju doświadczenia są możliwe tylko na poziomie z naszego punktu widzenia materialnym. Pole energii którego jesteśmy nierozłączną częścią. Materia jest to tylko szczególny stan skupienia energii i nic ponad to. Wszelki ruch jest możliwy wtedy gdy Duch czyli Pole Informacyjne wyśle dane do konkretnego punktu. Następuje wtedy zamiana energii czyli kreacja i dopiero wtedy jesteśmy w stanie uzyskać doświadczenie. Jeszcze jedna ważna sprawa która przyszła mi na myśl. Każdy z nas jest unikalny i dla każdego z nas może istnieć wyłącznie to co jest wokół i może doświadczyć zmysłami czyli bez obserwatora i kreatora jednocześnie nie istnieje absolutnie nic materialnego. Jedynie pole informacji. To już są jednak rozważania z najmłodszego chyba działu fizyki, czyli fizyki kwantowej, gdzie doświadczenia pokazują, że poszczególne cząstki mogą istnieć zarówno w postaci falowej (gdy nie są obserwowane) i jako cząstki materialne gdy obserwator skupia na nich swoją uwagę.

Dziś, wielu naukowców niezwiązanych ze skostniałym nurtem fizyki Newtona twierdzi, że im więcej wiedzą tym są bliżej Stwórcy. Wielu z nich twierdzi również, że nic innego poza energią nie istnieje a to widzimy jest jedynie aktem kreacji, hologramem. Zagłębiając się coraz bardziej do wnętrza atomu taki właśnie wniosek można wysnuć. A nawet biorąc tylko pod uwagę jądro i krążące wokół niego elektrony, gdzie 99.99% przestrzeni jest „puste” czyli wypełnione energią, staje się to faktem.

Wracając jednak do związku teorii ewolucji z duchowością a raczej wpływem na usunięcie tej ostatniej z umysłów wielu ludzi, można definitywnie stwierdzić, że wiek XIX był krokiem milowym do pozbawienia społeczeństw zwłaszcza Europy i USA podstawowej wiedzy o Duchu „zarządzającym” tą rzeczywistością. Początek tego zjawiska miał miejsce w momencie utworzenia i zinstytucjonalizowania judaizmu. Potem główną pałeczkę przejęło chrześcijaństwo i na końcu dołączył do nich system islamu. One jednak tylko oddzieliły wciąż istniejącego ducha od materii. Darwin ostatecznie go pogrzebał. Trochę wcześniej Isaac Newton przedstawił swoją koncepcję o świecie, który jest jednym wielkim mechanizmem i nie ma w nim miejsca dla ducha. Nie była ona jednak ani nowa ani szczególnie odkrywcza. Podobne teorie powstawały już dużo wcześniej. Podobnie ma się sprawa z budową materii. To co większość ludzi uważa za odkrycia XX wieku było już znane w starożytności. Wiedziano wtedy o atomach, o możliwości ich podziału, posługiwano się jednostkami czasu liczonymi w ułamkach mikrosekund. Czy to wzięło się z ewolucji? Ślady istnienia wysoko rozwiniętych cywilizacji na Ziemi są dokoła, jednak każda próba ich zakwalifikowania jako wytworów innych niż nasza cywilizacji kończy co najmniej ośmieszaniem. Również odnajdywane budowle i artefakty które nie pasują do ogólnie przyjętej wersji są zamiatane pod dywan. Jest to jednak temat na zupełnie inne opracowanie.

Przed nastaniem ery religii monoteistycznych, społeczności plemienne doskonale wiedziały, że istnieje szczególny świat duchowy, który przejawia się tu na Ziemi i którego Ziemia jest przejawem, dlatego oddawano cześć wszystkiemu co istnieje jako obecność ducha boskości. Ludzie nie wierzyli a wiedzieli. I choć czasem ta wiedza była szczątkowa, to rozwijali się w kierunku równowagi Ducha i Materii nie podcinając gałęzi na której przyszło im żyć. Matka Natura była święta ludzie musieli żyć z jej rytmem.

Odrzucając akt kreacji, Inteligentny Projekt ludzie pozbawili się ścieżki prawidłowego rozwoju. Rozwoju ducha, rozwoju świadomości. Jednak powoli wszystko się odbudowuje. Ludzkość się budzi. I choć minie jeszcze trochę czasu, to powrót na nią jest nieunikniony. A zaprzeczanie faktom nie zmieni rzeczywistości ani na jotę.

Teoria ewolucji Darwina czyli jedno z najbardziej rozpowszechnionych oszustw na Ziemi cz. I

Darwin a duchowość czyli jedno z najbardziej rozpowszechnionych kłamstw na Ziemi.

Wszystkie poniższe rozważania oparłem o podstawowe założenia świata materialnego, który nie bierze pod uwagę pierwiastka duchowości ani też odkryć dokonanych w ostatnich latach, które to są skrzętnie pomijane by poprzeć coś, na co istnieją wyłącznie przypuszczenia bez poparcia w dowodach.

Gdy pod koniec XIX wieku Karol Darwin ogłosił swoją teorię ewolucji, chyba się nikt nie spodziewał, że stanie się ona właściwie dogmatem a każdy który próbuje ją podważać używając prostej logiki i przedstawiając niepodważalne dowody, uważany jest co najmniej za oszołoma. Ja ze swojej strony przyznaję mu rację ale wyłącznie w części mówiącej o dostosowywaniu się gatunków do środowiska w których przyszło im egzystować, choć zakres dostosowywania się jest do pewnego stopnia ograniczony. Jest to fakt poparty wieloma konkretnymi dowodami i w związku z tym nie zamierzam na ten temat polemizować.

Większość gatunków zwierząt i roślin jest w stanie się przystosować do zmieniających się warunków życia, potrzeba jednak na to czasu. Nie może to być też środowisko diametralnie inne od poprzedniego. Ryby nie będą chodziły po lądzie ani np. dęby rosły pod wodą. I choćby minęło bardzo dużo czasu to ograniczenie jest nie do pokonania.

Natomiast część jego teorii która mówi o powstawaniu gatunków jest wyssana z przysłowiowego palca i nikt, w żaden sposób nie jest jej w stanie w 100% potwierdzić. Wszystko pozostaje w sferze przypuszczeń. Natomiast dowodów zawartych w pracach naukowych i artykułach ją podważających jest całe mnóstwo. Wyważanie otwartych drzwi nie jest moim zamiarem, więc będę bazował na już istniejących opracowaniach i ogólnie przyjętych, niezaprzeczalnych faktach z zakresu biologii, fizyki jądrowej, kwantowej, astronomii, chemii, które tu będę przytaczał dla lepszego zrozumienia. Również z tego samego powodu, rozszerzę zakres „przypadkowych” procesów na których bazuje sam Darwin i jego dzisiejsi zwolennicy, na wszystko (choć ujęte bardzo skrótowo) co się działo przed owym powstaniem życia konkretnie tu, na Ziemi.

Próbuje się nam wmówić że istniały formy przejściowe czyli tzw. brakujące ogniwa, tylko ich dotąd nie odnaleziono. Każde odkrycie archeologiczne jakie zostało do tej pory dokonane pokazuje, że nawet najstarsze z odkrytych do tej pory organizmów były już w pełni ukształtowane i zdolne do życia w zadanych warunkach. Wszelkie skamieliny czy odciski zwierząt w kamieniach są na to bezsprzecznym dowodem. Nie ma nigdzie żadnych, nawet najmniejszych śladów po formach przejściowych. Nie znaleziono ryb z nogami i płetwami, gadów ze skrzelami i płucami czy (tu już żartuję oczywiście) ssaków ze skrzydłami. Fakt, że zdarzają się przypadki jakiś szczątkowych organów np. kość ogonowa u ludzi, wcale nie dowodzi, że mieliśmy kiedyś długie ogony. To jest tylko hipoteza na którą brak dowodów. Brakujące ogniwa w każdym przypadku musiałyby mieć dwa w pełni działające systemy oddechowe, rozrodcze czy do przemieszczania się. Ale o tym napiszę w dalszej części.

Naukowcy nurtu zwanego ewolucjonizmem uważają, że kilkanaście miliardów lat temu, z niczego, w wyniku Wielkiego Wybuch powstał Wszechświat jaki dziś obserwujemy. Już samo to twierdzenie jest sprzeczne z jakąkolwiek logiką nie mówiąc już o zdrowym rozsądku. Nie ma możliwości by coś powstało z niczego za wyjątkiem aktu kreacji np. w wyniku Inteligentnego Projektu. Każdy skutek ma swoją przyczynę. A wyobrażanie sobie Projektanta czy Stwórcę w ziemskich i ludzkich kategoriach prowadzi absolutnie do nikąd. Umysł nie jest w stanie tego pojąć.

Wyobraźmy sobie, że kilka miliardów lat po Wielkim Wybuchu (choć tak naprawdę nie wiadomo kiedy) przypadkowo powstał Układ Słoneczny a po następnych kilku miliardach, nadal przypadkowo, narodziły się takie zbiegi okoliczności, że warunki panujące na Ziemi stały się idealne a jakaś bliżej nieznana reakcja chemiczna zapoczątkowała najprostszą sekwencję i „narodziło” się życie. Nie można tego jednak w żaden sposób wytłumaczyć. Ani logicznie ani tym bardziej biologicznie (ciekawa gra słów logicznie-biologicznie). Zaczynając od stopnia skomplikowania nawet najprostszych organizmów jednokomórkowych a kończąc na zwierzętach dochodzi się do wniosku, że musi stać za tym jakaś siła która wszystko to zorganizowała.

Zakładam, że wszystko dzieje się oczywiście we wodzie, której składniki mineralne powinny pozostawać przez miliony lat takie same lub zmieniały się w kierunku dokładnie takim jaki był potrzebny do powstania życia, nie zmieniała się gwałtownie jej temperatura, nie spadały żadne meteoryty czy inny kosmiczny gruz. Można powiedzieć, że warunki były niemal jak w laboratorium.

Zacznijmy więc od początku. Należy założyć, że np. miliard lat temu w jakimś bliżej nieokreślonym miejscu naszego globu, w wyniku przypadku, powstaje sekwencja DNA lub RNA albo coś podobnego. W wyniku tego samego przypadku ta najprostsza forma „życia” ma gdzieś zapisane swoje dane. Wie jak długo „żyć”, wie jak się „odżywiać”, wie skąd czerpać energię, wie że aby przetrwać należy się podzielić. No i zaczyna się tzw. ewolucja, która doprowadzi nas do następnego poziomu. Bo tak z punktu widzenia prostej logiki musiało się zacząć. Ale. Pojawia się pytanie zasadnicze. Jak długo to trwało? Czy powstał jeden czy bardzo wiele? Jak długo taki pojedynczy organizm sobie żył? Jak często potrafił się rozmnażać? Jak to możliwe, że pierwsze podziały w zasadzie musiały być bezbłędne? A może by przyjąć dużo bardziej karkołomną hipotezę, że „przypadkowo” w różnym czasie, w różnych miejscach globu, powstawały całkowicie różne zaczątki form życia? Pomińmy może jednak ten niewygodny etap. Po jakimś również bliżej nieokreślonym czasie (choć wśród miłośników teorii ewolucji ugruntowane jest przekonanie, że dopiero to był początek) powstają pierwsze organizmy jednokomórkowe. Te już są dużo bardziej skomplikowane. I stopień zaawansowania tych niby prostych organizmów jest już tak wysoki, że bardziej prawdopodobne jest to, że tornado złoży z porozrzucanych na płycie lotniska części sprawnego Jumbo-Jeta, niż że ta pojedyncza żywa komórka powstała w wyniku zbiegu okoliczności. Żeby nie być gołosłownym, przyjrzyjmy się w takim razie tzw. prostemu organizmowi jednokomórkowemu. Podstawowe funkcje, które zapewniają życie to odżywianie i rozmnażanie. Żeby się odżywiać muszą być stworzone już bardzo zaawansowane struktury, które pozwalają na pobieranie substancji odżywczych i na wydalaniu produktów przemiany materii. No ale żeby taki organizm przetrwał musi wiedzieć jak się podzielić. Bezbłędnie. Inaczej nie przetrwałby. A co na ten temat mówią książki?

Organizm jednokomórkowyorganizm składający się z tylko jednej komórki. Podstawowe funkcje życiowe, tj. rozmnażanie, odżywianie, wydzielanie, wydalanie, oddychanie, a także transport i ruch, pełnią w tych organizmach specjalne struktury, znajdujące się wewnątrz komórki[1]. Do organizmów jednokomórkowych należą:

Komórczaki i kolonie można uznać za formy przejściowe między jedno- i wielokomórkowością.

Wirusy, które stoją na granicy materii ożywionej i nieożywionej, w ogóle nie są zbudowane z komórek.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Organizm_jednokom%C3%B3rkowy organizm jednokomórkowy

Poniżej znajduje się grafika chyba najprostszego glonu jednokomórkowego. I co? Czy coś takiego może być dziełem przypadku?

pierwotek

http://biologia.opracowania.pl/gimnazjum/glony/przegl%C4%85d_glon%C3%B3w/

Według wyznawców religii Darwina oczywiście jest to dziełem przypadku. Tak może jednak twierdzić tylko ten, kto nigdy komórki na oczy nie widział. A oto co na temat tylko jednego elementu jednokomórkowca czyli ściany komórkowej podaje nam encyklopedia:

Peptydoglikan, (mureina + mostki peptydowe) – składnik ściany komórkowej bakterii, zbudowany z nietypowych aminokwasów i połączonych w łańcuchy pochodnych cukrów. Chemicznie jest to biopolimer kwasu muraminowego i N-acetyloglukozaminy oraz tripeptyd: D-alanina, kwas D-glutaminowy i kwas mezodwuaminopimelinowy.

Cząsteczka mureiny składa się z długich łańcuchów polisacharydowych, usieciowanych przez mostki peptydowe. Każdy łańcuch polisacharydowy zbudowany jest z disacharydów utworzonych z N-acetyloglukozaminy i kwasu N-acetylomuraminowego połączonych wiązaniem β-1,4-glikozydowym.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Peptydoglikan

Obrońcy powiedzą zapewne, że podany wyżej przykład jest dużo bardziej skomplikowany niż był na początku. Jednak ściana komórkowa, musi być zbudowana w zbliżony sposób, by zapewnić wszelkie niezbędne procesy do życia. A co z błoną i innymi elementami?

Już to powinno wystarczyć do przekonania części niedowiarków.

Ale pójdźmy dalej. Mamy tą niby prostą komórkę, która sobie gdzieś tam żyje czyli odżywia się, wydala no i wreszcie przychodzi czas podziału. Oczywiście do przypadkowości budowy dochodzi jeszcze przypadkowość środowiska czyli przypadkowo odpowiednia temperatura, skład chemiczny otoczenia, naświetlenie (lub też jego brak), atmosfera z filtrem przeciw UV itd. Również w tym też otoczeniu roi się od niewykorzystanych fragmentów bo chyba już coraz trudniej sobie wyobrazić, że wszystko na co składała się przykładowa ściana komórkowa, zetknęło się ze sobą tylko w jednym egzemplarzu. Ale nawet gdyby.

Ta jedna jedyna istniejąca żywa komórka mnoży się i mnoży aby w końcu znów przez przypadek kilka, kilkanaście czy też więcej połączyło się razem tworząc pierwszy organizm wielokomórkowy. Ale chwilę. Jedna z definicji mówi

Wzrost i reprodukcja

Wzrost komórek bakteryjnych, podobnie jak wszystkich innych komórek, polega na stopniowym zwiększaniu objętości, poprzez produkcję nowych białek i innych elementów strukturalnych, oraz gromadzenie substancji pochodzących ze środowiska. Bakterie rosną, aż osiągną pewną wielkość, po której następuje ich podział na dwie bakterie pochodne. Podział ten nosi nazwę podziału komórki i jest jednym ze sposobów rozmnażania bezpłciowego[70]. Przy odpowiednich warunkach bakterie mogą dzielić się co około 9,8 minuty[71].

Komórki potomne są identyczne z rodzicielską.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Bakterie

 

Można by jeszcze podać przykład z dowolnego organizmu zwierzęcego czy roślinnego, gdzie z komórek np. skóry czy kory powstają dokładnie takie same komórki a nie np. wątroby czy liści.

Dosyć? Jeszcze nie? Więc załóżmy, że przypadkowo w jednej z istniejących już komórek nastąpiła istotna mutacja w wyniku której powstała trochę odmienna siostra. Ale co miało by być inne? Załóżmy że żywi się czymś innym niż jej pierwowzór. Czym? Ano musi tym co akurat jest w najbliższej okolicy. Więc znów przypadkowe połączenie komórki i miejsca. Jednak to nadal jest ten sam gatunek, który się tylko dostosowuje do panujących warunków a nie zmienia w inny. Oczywiście jest tak że „ewolucji” za każdym razem się udaje ów zestaw w 100%. Każdy najmniejszy błąd powodowałby przerwanie tego łańcucha. Poparciem tej tezy jest zachowanie poszczególnych bakterii w zetknięciu z antybiotykami. Opracowują one struktury obronne i uodparniają się, natomiast nadal pozostają tym samym gatunkiem.

Nawet wydające się najprostsze bakterie, są tak wysoce skomplikowane, że każdy element dzięki którym żyją, odżywiają się i poruszają musi współgrać z pozostałymi. Pożywienie dzięki którym one funkcjonują musi również być całkowicie dostosowane do danego gatunku. Nic innego nie są one w stanie „strawić” więc żyją tylko w środowisku dla siebie przyjaznym, gdzie znajduje się dostateczna ilość pożywki. W innym przypadku bakteria ginie. Bardzo jaskrawym przykładem złożoności jest tu bakteria wiciowca, która jest wyposażona w swoistego rodzaju silnik biologiczny dzięki której może się ona poruszać. Wić umieszczona w tylnej części obraca się z bardzo dużą szybkością i może w 1/4 obrotu zatrzymać się i zacząć kręcić w stronę przeciwną. Gdy naukowcy zbadali sposób w jaki się ta bakteria porusza byli pełni zdumienia. Każdy bez wyjątku element silnika jest niezbędny i nie będzie on pracował gdy czegokolwiek zabraknie. Nie ma więc tu mowy o jakimkolwiek przypadku czy metodzie prób i błędów. Bakteria musiała powstać taka jaką obecnie znamy, gdyż nie mogłaby inaczej zaistnieć. Nie ma tu miejsca na metodę prób i błędów.

Moja analiza jest cały czas bardzo uproszczona, bo nie chcę zarzucać czytelników wzorami chemicznymi różnych substancji, które coraz bardziej muszą ze sobą współpracować. Chemicy doskonale wiedzą, że do zainicjowania reakcji potrzebne szczególne warunki i składniki. A im bardziej skomplikowany jest związek, tym bardziej warunki w których on powstaje są szczegółowe.

Doszliśmy więc do etapu, na którym znów przez przypadek, z grupy komórek powstał organizm wielokomórkowy. Jakikolwiek on by nie był, musi również zachować wszystkie niezbędne cechy dla pobierania pokarmu, trawienia, wydalania no i oczywiście rozmnażania. Znów zakładam, że znajduje się w idealnym dla siebie środowisku i rozmnaża się przez podział. Czyli pierwszy „potomek” jest idealną w 100% działającą kopią.

Spróbuję przeskoczyć o kilka etapów i znaleźć się w następnym, kluczowym z punktu widzenia logiki momencie. W pewnym momencie u części już istniejących organizmów musiało nastąpić rozdzielenie na samca i samicę. Jednak to stwierdzenie już jest nie do obrony. Mówiąc w uproszczeniu, organizmy jednopłciowe rozmnażają się przez podział, więc wydzielenie z nich dwóch osobnych, całkowicie pasujących do siebie płci jest niemożliwe. Przypadkowy podział jednak nastąpił i musiał się odbyć dokładnie w tym samym miejscu i czasie na takim malutkim miejscu jakim jest Ziemia. Jednak nie można tego zrobić drogą manipulacji genetycznych (tu mamy chociaż kogoś kto by to próbował zrobić) więc tym bardziej nie jest to możliwe w drodze przypadku.

Oczywiście zakładam bardzo uproszczoną wersję wydarzeń, gdzie przez przypadek, jeden po drugim powstają coraz bardziej skomplikowane organizmy ale tylko w linii pionowej. Gdybyśmy zaczęli analizować jednoczesne powstawanie wielu gatunków roślin i zwierząt, to sprawa staje się już tak skomplikowana, że wspomniane już tornado i Jumbo-Jet to 2+2.

I w tym miejscu moje rozważania powinny się właściwie zakończyć. Jednak w drugiej części dorzucę jeszcze kilka najbardziej jaskrawych przykładów tego co nie mogło się stać w toku ewolucji i nie będą one już ułożone w porządku chronologicznym.